Tym razem nie będzie dawki wiedzy na temat zbawiennego wplywu tlenu na organizm – mamy za to dla Ciebie coś zupełnie nowego. A jest to relacja przygotowana przez jednego z gości naszego gdańskiego studia, który po raz pierwszy zaznał dobrodziejstw tlenoterapii i zdecydował się o tym napisać kilka słów.
Jak było w komorze hiperbarycznej? Zapraszamy do lektury!
***
Umówiłem się na konkretną godzinę do studia OxyBed. Na miejscu panowała kameralna, sympatyczna atmosfera, a nad wszystkim unosił się silny duch profesjonalizmu. Osoba przeprowadzająca tlenoterapię szczegółowo wprowadziła mnie w temat wejścia do komory i odpowiadała na każde moje pytanie – nie, żeby było ich jakoś dużo, ale że wcześniej nie miałem okazji wchodzić do komory hiperbarycznej, chciałem potwierdzić wiedzę, jaką zdobyłem w sieci.
Czy był stres? Niekoniecznie, choć wcześniej przeczytałem też o pewnych zdrowotnych przypadłościach, które nie pozwalają na tlenoterapię. Na szczęście nie miałem żadnej z nich, a ponadto w razie potrzeby mogłem liczyć na przerwanie zabiegu. O bezpieczeństwo dbała także wypełniona przed rozpoczęciem krótka ankieta zdrowotna.
Wejście do komory jest bardzo proste – wystarczy zrobić większy krok i… człowiek wchodzi do świata wygody. W środku czeka miękki materac, możliwość wyboru poduszki i nawet koc w pakiecie. 😉 Usłyszałem, że wiele osób w komorze po prostu zasypia – tak duży jest poziom relaksu. Ja wolałem pozostać przytomny, żeby nie zaburzać sobie rytmu snu.
Początek procedury to kompresja – a jak mi powiedziano, pod tym terminem kryje się proces mający na celu stworzenie warunków, jakbym znalazł się około 5 metrów pod powierzchnią wody. Czułem jedynie chwilowe lekkie „przetykanie” w uszach, podobne do tego, które towarzyszy startowi samolotu. Uczucie to szybko minęło i nie było w żaden sposób inwazyjne.
Dostałem podajnik tlenu przypominający zestaw słuchawkowo-mikrofonowy – z tą różnicą, że słuchawek nie było, a z „mikrofonu” wylatywał czysty tlen. Wystarczyło podtykać go pod nos i spokojnie oddychać.
Cała procedura to był relaks najwyższych lotów. Człowiek tylko leżał i oddychał, a ekran pokazywał najważniejsze parametry. Przez okienko w komorze mogłem obserwować naturę za oknem studia OxyBed (no dobra, głównie niebo i koronę rosnącego w pobliżu drzewa, ale zawsze to coś). Leżałem tak ponad godzinę, mając możliwość komunikacji ze światem zewnętrznym – osoba z obsługi rozmawiała okazjonalnie przez słuchawkę, więc nie było żadnego poczucia izolacji. Co więcej, do środka spokojnie mogłem zabrać telefon, choć niekorzystanie z niego było dla mnie czystą przyjemnością.
Co czułem, kiedy tlen działał? Przede wszystkim komfort, spokój ducha i błogi relaks. Naprawdę – nic nie zrobi dzisiejszemu człowiekowi lepiej niż godzina robienia absolutnie niczego. Wpadło mi do głowy kilka świeżych pomysłów, mogłem się zdrowo oderwać od bodźców i po prostu wypocząć. Złapać oddech – i to nie byle jaki oddech.
Czy polecam? Oczywiście! Pojedyncza wizyta może jeszcze nie czyni wielkiej różnicy, ale i tak warto spróbować. Zrelaksowałem się, miałem świetny sen tej nocy i poczucie, że zrobiłem swojemu organizmowi przysługę. Jeśli więc wciąż się zastanawiasz – wpadaj śmiało do OxyBed w Gdańsku!





